Na pewno znasz temat, bo nie raz zdarzyło Ci się poszukiwać idealnego ubrania… No i masz! Kolor pasuje, wzór pasuje, jest wymarzone, ale… prawie… Bo jest za duże! I co teraz? Brać, czy sobie odpuścić? A może przeróbki krawieckie?
Czy przeróbki krawieckie kłócą się z minimalizmem?
Jest na to tylko jedna odpowiedź – to zależy.
Bowiem, klucz tkwi w proporcjach i tym, czy to zlecasz, czy robisz samodzielnie.
Główną zasadą w minimalizmie jest to, żeby kupując rzecz, była idealna, dopasowana kolorem i rozmiarem, po prostu jak ulał. Ale życie jest życiem i czasem do idealności nieco brakuje…
Diabeł tkwi w… proporcjach!
O co mi w ogóle chodzi z tymi proporcjami? Jeśli załóżmy 90% garderoby udało Ci się skompletować z rzeczy, które w momencie zakupu odpowiadają Ci w 100%, a tylko powiedzmy te 10% lekko przerobisz, to myślę, że nie ma żadnego problemu – to się po prostu zdarza. Może się zdarzyć, że wolisz spódnice przed kolano, a trafia Ci się super okazyjnie piękna lniana spódnica, no cudeńko wręcz. I co? Masz znajomą krawcową, albo umiesz co nieco na maszynie, to co? Nie przerobisz, jeśli warto? Przerobisz. Ale z pozostałymi 90% rzeczy nie będziesz się w ten sposób bawić, bo nie starczy Ci po prostu czasu. Minimalizm miał przecież upraszczać, a nie dodawać Ci roboty. Więc starasz się, by jak najwięcej rzeczy kupować “akuratnymi”, a tylko malusieńką część taką, z którą trzeba coś zrobić. Idealnie by było, jakby wcale.
Kto będzie siedzieć przy maszynie?
Druga kwestia, łącząca się z pierwszą to, kto miałby robić te poprawki, czy krawcowa, czy Ty osobiście?
Bo o ile oddanie do krawcowej, to po prostu delegowanie zadań i to jest w miarę okej, jeśli masz takie możliwości finansowe (ale zawsze warto optymalizować!), to robienie wszystkiego samodzielnie, szczególnie jeśli jest tego bardzo dużo, to urabianie się po pasa. Co nie znaczy, że się nie da, ale bardziej chodzi wtedy, że skupiasz się bardziej na rzeczach, niż na samym życiu. I może być to rozwojowe, relaksujące, możesz dzięki temu dużo zaoszczędzić. Czasem warto porobić takie przyziemne rzeczy! Ale znowu chodzi o proporcję. Bo, jeśli przez takie robótki brakuje Ci czasu na inne rzeczy, to może albo masz zbyt dużo rzeczy do przerobienia, albo może warto chociaż część przeróbek zlecić?

Przyznam, że sama szyję na maszynie ze względów zero waste, ale zawsze staram się pilnować, by nie brać na siebie zbyt dużo tego typu projektów, by starczyło też życia na inne sprawy.
Bo jakby nie patrząc – przerabiając jakiekolwiek rzeczy, czemu poświęcasz swój czas tak naprawdę? Właśnie tym rzeczom. Fajnie jest coś umieć zrobić, “handmady” wciągają, ale zawsze zadaj sobie pytanie, czy w tym samym czasie, nie wolałbyś robić czegoś innego?
Podsumowując to krótko i zwięźle – przeróbkom krawieckim mówimy TAK, ale z umiarem 😉
Chociaż nie da się ukryć, że jeśli dostosujesz rzecz specjalnie dla Ciebie, to na pewno dłużej Ci posłuży i będzie bardziej cieszyć.
A w temacie upraszczania, zapraszam do innego mojego posta: Czy minimalizm pozwala zaoszczędzić pieniądze?
Jeśli ciekawi Cię, jak u mnie wyglądają przeróbki krawieckie (bo robię je samodzielnie!), to zapraszam na mojego Instagrama, gdzie często pokazuję PRZED i PO ( czasem zmiana jest bardzo duża).